Komentarz: Aż jedna czwarta z 1,2 miliona mieszkańców Kopenhagi korzystała z Ubera – dopóki nie zniknął. Odwiedziłem, żeby zobaczyć, jak radzą sobie Duńczycy.
Eryk Mack Redaktor współpracujący
Redaktor współpracujący Eric Mack zajmuje się kosmosem, nauką, zmianami klimatycznymi i wszystkim, co futurystyczne. Jego zaszyfrowany e-mail z poradami to [email protected].
4 minuty czytania
Kiedy na początku tego miesiąca przejeżdżałem przez Kopenhagę i zdecydowałem się odwiedzić Ogrody Tivoli, uruchomiłem aplikację Uber, która pomogła mi poruszać się po wąskich, zatłoczonych uliczkach. Na mapie nie było żadnych uroczych małych czarnych samochodów. Zamiast tego dostałem lakoniczną wiadomość z informacją, że usługa nie jest już dostępna w uroczej stolicy Danii.
"Czekaj, co?" Dosłownie nikomu nie powiedziałam tego na głos.
Czy to nie ma być jedna z tych skandynawskich techno-utopii, gdzie wszystko jest zdigitalizowane i możnanajwiększy na świecie sklep z drukarkami 3D? Czy nie tak usprawiedliwiają pobieranie 12 euro za słabe piwo?
Poczułem wyraźnie nowe uczucie zatonięcia – podobne do tego, które odczuwam, gdy sygnał w moim telefonie zmienia się z „LTE” na „3G”, ale z dodatkowym przerażeniem. Brak Ubera oznacza konieczność radzenia sobie z zagranicznymi taksówkami, ich niesprawnymi licznikami i automatami do kart kredytowych, nie wspominając już o kierowcach, którzy nie mają szczegółowych wskazówek i nie oferują mi wody butelkowanej.
Dla podróżnych i osób, które w inny sposób mają problemy z poruszaniem się, Uber i konkurenci, tacy jak Lyft, stali się wygodnym środkiem poruszania się po miastach. Łatwo sobie wyobrazić ból, jaki sprawiłoby to perypatetom, którzy uzależnili się od aplikacji do udostępniania przejazdów, gdyby świadczone przez nie usługi zniknęły z dnia na dzień.
Jednak tak właśnie stało się w Danii. Uber, który działa w ponad 600 miastach, zamknął działalność w Danii 18 kwietnia w odpowiedzi na nowe przepisy, które zmusiłyby kierowców korzystających z wspólnych przejazdów do przekształcenia ich pojazdów w taksówki. Główni konkurenci, tacy jak Lyft, nie wystartowali jeszcze w mieście, kiedy prawo weszło w życie.
„(Nowe przepisy) nie pozwolą kierowcom na korzystanie z ich prywatnych samochodów do wspólnych przejazdów i wymagają instalacji drogich, starych taksometrów i czujników siedzeń – skutecznie blokując korzystanie z nowoczesnych technologii, takich jak smartfony, które mogą służyć te same funkcje”, powiedział Uber w aoświadczenieogłaszając wycofanie się z narodu nordyckiego.
Tak więc około dwa i pół roku po rozpoczęciu ery Ubera w Danii około 2000 kierowców Ubera i 300 000 duńskich pasażerów ponownie pogrążyło się w ciemnych wiekach transportu. Tak wynika z danych samego Ubera. Usługa została uruchomiona w Danii pod koniec 2014 roku, ale działała tylko w Kopenhadze.
Jednak, jak dowiedziałem się kilka miesięcy po duńskiej Uberpokalipsie, wszyscy poruszają się dalej (i dookoła) w tym mieście.
Jak się okazuje, poruszanie się po Kopenhadze przed uruchomieniem Ubera nie było trudne. W mediach społecznościowych głównie obco*krajowcy i podróżni ubolewali nad utratą wspólnych przejazdów, podczas gdy lokalne firmy taksówkarskie itwórców co najmniej jednej aplikacji przeznaczonej do łączenia Kopenhaczyków z taksówkami– podobnie jak Uber, ale w granicach prawa duńskiego – zaczął planować wejście na terytorium opuszczone przez Dolinę Krzemową.
Więcej o Uberze
Dania nie jest jedynym krajem, któremu pozbawiono przywilejów Uber-ing. Bułgaria i Węgrymają własne przepisy faworyzujące taksówki, zasadniczo zmuszając największą na świecie firmę przewozową do zawieszenia działalności w każdym kraju w 2016 r. Żaden z tych przejazdów nie trwał tak długo, jak czas Ubera w Kopenhadze, ale podobnie jak w duńskim mieście oba wycofania spotkały się z zachwytem ze strony taksówekfirmy.
Zapytałem kilku Kopenhaczyków, jak wpłynęło na nich zniknięcie Ubera, iw większości byli obojętni. Większość twierdziła, że nie korzystała z usługi zbyt często. Być może nie jest to niespodzianką w szaleństwie na rowerzeOkolice Vesterbrogdzie pytałem.
Rowerów i ścieżek rowerowych jest tak dużo w Kopenhadze, że nawet słynące z przyjaznego dla rowerzystów Portland w stanie Oregon mogłoby nauczyć się kilku rzeczy o transporcie dwukołowym od Duńczyków. Dwa tygodnie temu, podczas corocznego festiwalu Distortion, który „celebruje kulturę młodzieżową” elektroniczną muzyką taneczną i tanimi, napędzanymi piwem imprezami blokowymi w całym mieście, rowery piętrzyły się na każdym rogu, przyczepione do każdego centymetra ogrodzenia i wylewały się na chodniki.
Najwyraźniej miejscowi nie mieli problemów z poruszaniem się w epoce post-Uber, ale było to większe wyzwanie dla turystów bez rowerów, takich jak ja, zdezorientowanych brakiem autobusów (wiele linii zostało tymczasowo zawieszonych z powodu festiwalu).
Nawet po Uberze taksówki nie są tak rozpowszechnione w Kopenhadze, jak w innych miastach, w których można dzielić przejazdy, takich jak Nowy Jork. Czekanie na postoju taksówek w ruchliwej dzielnicy handlowej przez kilka minut, a następnie błądzenie po ulicach przez kilka przecznic w nadziei, że natknę się na pustą taksówkę, pozostawiło mnie i moją rodzinę na piechotę.
Kiedy w końcu znaleźliśmy numer lokalnej taksówki, kierowca poinformował nas o musztrze. Taksówki dość szybko reagują na połączenia i zamówienia internetowe (w naszym przypadku w ciągu 10 minut), a większość firm ma aplikacje mobilne, które naśladują wiele takich samych funkcji, jak aplikacje do udostępniania przejazdów.
Po zainstalowaniu kilku lokalnych aplikacji taksówkowych od razu wróciłem do wzywania i planowania przejazdów, a także śledzenia i wysyłania wiadomości do mojego kierowcy. To wszystko było dziwnie znajome doświadczenie, nawet jeśli nie było wody butelkowanej.
Nie zawiera baterii:Zespół CNET dzieli się doświadczeniami, które przypominają nam, dlaczego technologia jest fajna.
Magazyn CNET:Zapoznaj się z próbką artykułów, które znajdziesz w wydaniu kiosku CNET.